środa, 30 maja 2012

Baba za kierownicą czyli znów się zepsułeś!


Dlaczego nie lubię kiedy mój mąż wyjeżdża? 
Dlatego, że zwykle wtedy korzystam z jego samochodu, który mnie najwidoczniej nienawidzi z całego serca. Być może ma kobiecą duszę i jest zazdrośnicą, chociaż mój kuzyn – mechanik zwykł mi powtarzać: „To Renówka - ona nienawidzi wszystkich, to nie jest samochód”. Skąd taka myśl? Otóż stąd, że zwykle kiedy mój M. gdzieś wybywa i zasiadam za kierownicą jego auta to musi się coś zepsuć. Nie inaczej było i tym razem. 
Ledwie w niedzielę odstawiłam grzecznie moją drugą połówkę do służbowego wyjazdu, a już w poniedziałek wrzeszczałam na niego przez telefon, że albo kupi nowy samochód w tym roku albo w grudniu wyprowadzi się razem z nim! 

Po kolei. 
W poniedziałek w południe wyrwałam się z pracy w celu dojechania do miasta wojewódzkiego gdzie czekały na mnie do odebrania wyniki i umówiona wizyta u lekarza. Jakieś 50 km drogi w jedną stronę. Mniej więcej w połowie trasy słyszę potworny ryk silnika, bynajmniej nie przypominał on seksownego mruczenia sportowego auta, a raczej wycie starego traktora. Zwolniłam, ale niewiele pomogło, cóż robić jak wizyta lada chwila, więc toczę się dalej, wzbudzając na światłach niemałe zainteresowanie przechodniów i innych kierowców. Dotoczyłam się z rykiem do diagnostyki zaglądam po auto, ale nie widzę ani urwanego tłumika ani nic. Klnę żywym ogniem na auto, bo całkiem niedawno wymienialiśmy całą masę części i inwestycje w remonty zaczną niedługo przewyższać jego wartość. Udało mi się wykonać kilka telefonów w tym do mojego kuzyna – mechanika, który oczywiście zaproponował, abym spróbowała jakoś wrócić te 50 km i zajechać do niego celem zbadania co się (za przeproszeniem) zesrało tym razem. Droga powrotna kosztowała mnie nadwyrężenie słuchu i trochę nerwów, zwłaszcza, że na wylocie z miasta stała policja. Myślę sobie jak nic mnie zaraz zatrzymają, bo produkuję hałas jakbym bez tłumika jeździła. Cóż, rozpęd, trochę prędkości i wrzucenie na luz (bo jak nie cisnę gazu to tak nie wyje), przeleciałam koło policji i udało mi się jakoś dotoczyć w jednym kawałku. 

Okazało się, że z przyczyn bliżej nieokreślonych (ani zardzewiałe, ani uderzone) zaraz za katalizatorem pękła rura i przesunęła się o 2-3 cm powodując taki hałas. Jak nie urok to przemarsz wojska, na szczęście udało się to pospawać, co kosztowało mnie paczkę fajek, czteropak piwa i całusa w nieogolony policzek mojego kuzyna. 
Jak to dobrze mieć mechanika w rodzinie, kiedy ma się francuskie auto…

10 komentarzy:

  1. Oooooooooo Renie tak właśnie mają, ale jak mój M. jeździł swoją laleczką (jak określał peugeota) to gdy wsiadałam do samochodu, zawsze mi drań drzwiami przywalił. Odkąd stałam się jego panią już takich cyrków nie odstawia :p Chociaż nadal się buntuje rogata dusza ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nasza jest OK nawet jak jadę, a M. jest w domu, ale tylko gdzieś wybędzie na dłużej i ja nią jeżdżę to natychmiast mam przeboje. Jakby za nim tęskniła, albo jakby chciała się na mnie odegrać :D
      Dobrze, że w zapasie mam Opla mojego ojca to zawsze jakieś zastępcze auto jest, chociaż on już 20 latek oO

      Usuń
  2. od kiedy obejrzałam film Christine ( Film, nakręcony na podstawie powieści Stephena Kinga pod tym samym tytułem, opowiada o miłości nastolatka do eleganckiego, lecz drapieżnego samochodu, który zabija powodowany typowo ludzkimi uczuciami, takimi jak zazdrość lub chęć zemsty)wiem,że z autami różnie bywa;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miśka Ty mnie nie strasz :) Mojego Małża nie ma 3 tygodnie i muszę się z Renią jakoś dogadywać.
      W poniedziałek oddaję ją do naprawy to ją mój kuzyn - mechanik trochę popieści haha :)))

      Usuń
  3. Żeby się nie psuła częściej z chęci dostania się znów w męskie , pieszczące ręce;)!
    Ty na wszelki wypadek wchodząc do autka chwal od drzwi jaka lśniąca, szybka, przytulna...jest szansa,że pójdzie na komplementy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak :D jak łasa na pochwały to może zadziałać, ale niestety dziś poszła w męskie ręce mechanika :)
      Oby wróciła zadowolona

      Usuń
  4. Samochody psują się same. Psują się też na złość.
    Ale co najgorsze - samochody same taranują różne rzeczy i zahaczają o ściany, a potem mężczyźni krzyczą, że to nie możliwe i że maczało się w tym palce :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście ja nie wiem co to znaczy :)
      Jeżdzę dłużej niż mój M. i on mi nie podstakuje. Poza tym ja córka zawodowego kierowcy więc paliwo mam w żyłach

      Usuń
  5. Po krótkim romansie z peugeotem wróciłam do starego dobrego auta dla ludu (czyli VW). Niemcy są karni, posłuszni i się nie buntują :)) Całus w nieogolony policzek - bezcenny :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę nad VW albo nad Nissanem ale zobaczymy co na to portfel :)

      Usuń