niedziela, 27 września 2015

Ach jakże dawno...


Oj dawno, dawno mnie tutaj nie było. Wybaczcie. Życie się po prostu toczy dzień za dniem. Najpierw dzień był długi i czasu było szkoda na siedzenie przy komputerze, a teraz dzień coraz krótszy i czasu brakuje. 
Niewiele się u mnie zmieniło przez ten czas. Ogólny bilans na plus, bo chociaż mąż ten sam, dziecko to samo, adres ten sam, praca ta sama i choć włosów mniej to kilogramów przybyło. Wszystko za sprawą nowego hobby. Cóż tak to jest jak się lepienie z masy solnej zamieni na lepienie bułek.
Odnalazłam przyjemność w drożdżach i rozczynach. 

Nie porzucam jednak masy solnej. Kuferek z przyborami spokojnie czeka na długie nudne zimowe wieczory. Będę obdarowywać pewnie ;)

Poza tym jak w reklamie kwiatki wciąż nie przesadzone. Przydałoby się malowanie. Rozmyślam nad zmianą dekoracji i zastosowaniem ich tam gdzie miały być już trzy lata temu.
Może znacie kogoś kto szyje lub robi z drewna? Potrzebny mi stojący anioł na parapet. Takie min. 30 cm wysokości. 

czwartek, 5 marca 2015

O odrze za Odrą i nie tylko

Wiecie co. Gdzie nie wejdę na necie to się ludzie kłócą o szczepienia. Ja pierdolę każdy ma wolny wybór, chce to szczepi, nie chce nie szczepi. Chce to szczepi na pneumo, chce to szczepi na grypę, nie chce nie szczepi na rota, nie szczepi na ospę. Niech każdy robi jak mu intuicja rodzica podpowiada, ale potem nie ma pretensji do nikogo. Zaczynają mnie te dyskusje wnerwiać już. Niech każdy robi jak chce, przecież decyzję podejmują dorośli ludzie, rozumni, wykształceni, czytać potrafią, (teoretycznie) myśleć także potrafią. Po co te dysputy? Ci co szczepią obrażają tych co nie i na odwrót, ci co nie szczepią czepiają się tych co szczepią. Róbta co chceta i bierzcie konsekwencje na klatę. Nikt nikogo z pistoletem przy głowie nie zmusza.
Wybór szczepionki czy to dla dziecka czy dla osoby dorosłej, zakładam, że tak jak w moim przypadku jest podyktowany zaczerpniętą w punkcie szczepień wiedzą, opinią lekarza, ulotką produktu, opinią innych rodziców. Mojemu dziecku nie zafundowałam wszystkich szczepionek, ale na pewne dodatkowe zdecydowałam się świadomie, mając na uwadze, że każde dziecko, ba! każdy organizm inny i niestety NOP może wystąpić. Zresztą patrząc w tych kategoriach to przeczytajcie ulotkę od zwykłych przeciwbólowych jakich wiele w domowych apteczkach i kobiecych torebkach i ryzyko wystąpienia działań niepożądanych takie samo jak w przypadku każdego innego leku, a lista powikłań krótka nie jest. 
Po jaką cholerę się o to kłócić, spędzać czas na obrażaniu rodziców, którzy uważają szczepienia za ważne lub na wyzywaniu od debili rodziców, którzy nie szczepią dzieci? Komu to służy? Jeśli nie chcesz nie szczepisz, jeśli chcesz szczepisz. W tym przypadku nie ma opcji, bo moja racja jest bardziej mojsza niż Twoja. Przemysł szczepionkowy jak każdy inny rządzi się kasą. Tak samo chce zarobić producent szczepionek, jak producent środków na kaca czy na sraczkę. 
WOLNA WOLA, WOLNY WYBÓR z tym, że to takie samo prawo dla każdego i dla tego co chce szczepić i co nie chce.

niedziela, 15 lutego 2015

O Walentynkach słów kilka

Tak idę rozpędem po wpisie jaki zamieściłam na pewnym forum, na którym stałym bywalcem jestem od jakiegoś czasu. Rzecz w Walentynkach, w tym czy obchodzić czy nie obchodzić i co to te Walentynki, a po co? a na co? Opinii na temat 14 lutego tyle samo co i ludzi, których się zapyta. Każdy wie, każdy słyszał, a bo to komercja, żeby czerwonych serduszek i róż nasprzedawać, a bo kochać się trzeba każdego dnia etc. A ja lubię Walentynki. Lubię miłe święta w naszym kalendarzu i z przyjemnością je obchodzę. 

Komercja? Owszem, taka sama komercja jak kwiaty i znicze na 1 listopada, taka sama jak pączki w tłusty czwartek, taka sama jak czekoladowe Mikołaje 6 grudnia i taka sama jak szampan w Sylwestra. Czemu komercja w inne święta w kalendarzu nas tak nie razi jak ta w Walentynki?


Kochać i szanować trzeba codziennie, to nie podlega dyskutowaniu nawet. To jest takie oczywiste, że czasami nawet sobie nie mówimy, bo przecież wiemy. Dla mnie ten 14 lutego to kolejna okazja, by o tym przypomnieć mojemu Szanownemu, kolejna data w kalendarzu, która jest pretekstem do uczczenia tego, że się kochamy. A dlaczego nie? Powielę swoje myśli z forum i napiszę, że idąc tym tokiem rozumowania należy wykreślić Dzień Matki, Ojca, Babki, Dziadka, Dziecka, Kobiet i 1 listopada. No przecież rodziców, dziadków, dzieci, kobiety należy codziennie kochać, szanować, o nich pamiętać, dbać, jeśli tak, to po co im te święta, niech każdy dzień będzie świętem. Na grobach naszych bliskich porządek, zapalona świeca i modlitwa też powinny być codziennie, czemu cmentarze biją blaskiem tylko w listopadzie?
Po co takie dni w roku?
Dla mnie święto jest i bez okazji. Mogę codziennie dziękować za to, że jesteśmy razem, kochamy się, szanujemy, jesteśmy zdrowi, nasi rodzice są dla nas wsparciem, cieszymy się, że dobrze się mają, pamiętamy o nich, odwiedzamy jak tylko możemy, ale właściwie dlaczego w tym jednym dniu w roku nie okazać tego w szczególny sposób, wyraźnie akcentując, że dziś jest właśnie np. Dzień Babci i tylko jej dzień, ona jest centrum wszechświata, centrum naszej szczególnej uwagi właśnie w ten styczniowy dzień. To nie znaczy, że o niej nie pamiętamy 11 lutego czy 9 września, czy w każdy inny dzień roku. To samo zakochani. Kocham, codziennie kocham, codziennie dziękuję, że jesteśmy razem, że się układa, że mamy zdrowie, mamy siłę, uśmiechamy się do siebie, że siadamy razem do stołu. Ale cieszą mnie 14 lutego kwiaty od męża (bez okazji też dostaję), cieszy mnie założenie fikuśnych gaci i świętowanie w nocy. A dlaczego nie?

środa, 11 lutego 2015

Matczynych przemyśleń garstka



Dziś rano szykując się do pracy jak zawsze pomyślałam sobie „Kurczę! Jestem matką”. W mojej głowie po prawie dwóch latach zmaterializowała się ta myśl, i jakoś dotarła do mojej świadomości ze zdwojoną siłą.  Czemu akurat dziś, po dwóch latach pełnienia tej zaszczytnej funkcji? Pytanie pozostanie retorycznym, bo nie umiem sobie na nie odpowiedzieć. 


Ostatnio uderzyło mnie powiedzenie „poświecenie dla dziecka”. Być może są takie przypadki, ale ja nie jestem jednym z nich. Kojarzy mi się to z jakimś męczeństwem, a przecież bycie matką to dar, który okazuje się nie być dany każdej kobiecie, nawet jeśli ona tego pragnie. Owszem możecie tu powiedzieć, że są ludzie, którzy świadomie nie chcą dzieci. Jasne, niech każdy żyje jak chce, ale moim zdaniem nie wiedzą co tracą. O czym to ja? A tak…  o poświęceniu. To trochę tak jakby całego siebie dopasować do innych i nie zostawiać nic dla siebie. Nigdy tak nie robiłam w małżeństwie i nie robię w macierzyństwie. Mam swój kawałek świata tylko dla mnie, swoje małe hobby, swoją odrobinę czasu tylko na moje potrzeby. Uważam, że tak jest zdrowo, zdrowo psychicznie, bo jeśli całą Twoją przestrzeń przez wiele lat nie wypełnia nic ponad dziecko, to co Ci zostaje, gdy ono dorośnie, wyfrunie i pójdzie swoją drogą? Do czego wtedy wrócisz? W czym znajdziesz siebie, jeśli cała Ty właśnie spakowała swoje manele i wyniosła się z domu?


Z ogromną przyjemnością oddaję swojemu dziecku czas, którego przecież nigdy nie odzyskam, ale który nie uważam za zmarnowany, z chęcią tłumaczę mu świat, uczę go poznawać nowe słowa, dotykać nowych rzeczy, wyjaśniać, że słyszy dzięki uszom, a widzi dzięki oczom. Znajduję w tym frajdę dla samej siebie, po raz kolejny odkrywam, że ślimak ma rogi i mieszka w muszelce i na pewno zjada dużo warzyw, żeby to swoje mieszkanie dźwigać. Kocham moje dziecko nad życie, ale też kocham siebie dlatego gdzieś między tym, co dla dziecka, tym co w pracy, zakupami, dbaniem o dom, staram się mieć ten mój i tylko mój kawałek przestrzeni, mój skrawek świata choćby ograniczał się tylko do zamkniętych drzwi sypialni, za którymi spokojnie czytam książkę.

wtorek, 6 stycznia 2015

W łóżku z gumową ... kaczką

Przewrotny nieco tytuł nieodłącznie wiążę się z mieszkaniem pod jednym dachem z prawie dwulatkiem. Niby jeszcze maluszek, zagubiony, bezbronny, co kanapki sobie sam nie zrobi. Z drugiej strony pyskaty buntownik, który płacze na zawołanie i głośno wyraża swoje niezadowolenie. 

Zebrało mi się na małe podsumowanie kolejnego roku naszego Gucia. Ten drugi rok życia zdecydowanie różni się od pierwszego.
Pierwsze kroki przyprawiają rodziców o dziką radość, ale pierwsze upadki przyprawiały mnie o zawał, po kolejnym i kolejnym lekko się uodporniłam i teraz tylko sprawdzam czy krew się nie leje i nie jest wymagana interwencja chirurgiczna. Jak zaczyna biegać i się wspinać to nie ma takiej mocy, która go zatrzyma. Do siniaków i zdartych kolan trzeba przywyknąć niestety.
Wiosną poznawałem kwiatki...






i nowych "przyjaciół"
Pierwsza podana łyżeczka wzbudza "ochy" i "achy" rodziców i dziadków. Cykamy fotki, nagrywamy filmiki. Kiedy dziecko zaczyna jeść samodzielnie nie jest już tak słodko. Stół wygląda jak koryto, więcej jedzenia trafia na podłogę i ubranie niż do buzi, ale co tam, przy dwulatku mop i ścierka stają się najlepszymi współpracownikami Baby.
Latem podróżowałem po Polsce (Zamek w Lublinie)

Maluszek słodko leży na macie albo na kocyku, wkłada do buźki grzechotki i rozczula serca obserwatorów. Dwulatek pozostawia po sobie pobojowisko, wkłada zabawki w różne dziwne miejsca (np. gumowa kaczkę pod kołdrę mamy), rozkłada na czynniki pierwsze przedmioty, które niekoniecznie są do tego przeznaczone. 
Jesienią zbierałem liście i kasztany

Każdy z utęsknieniem czeka na pierwsze "agu", potem na pierwsze słowo i oczywiście marzy, aby akurat jego (odpowiednio mama, tata, babcia, dziadek) dziecko zawołało pierwsze. Mój dwulatek mówi, bardzo dużo mówi, wręcz nie zamyka mu się buzia (chyba, że w telewizji leci reklama). Do tego musimy uważać co mówimy, bo powtarza jak papuga. Jestem dumna, bo pięknie buduje zdania, są logiczne, wyraźne, czasami zaskakujące domowników i nie tylko. Są jednak dni gdy pragnę minuty ciszy :)
 
Zimą karmiłem kaczuszki ...
i szukałem prezentów od Mikołaja

Tak... wytrzymać z dwulatkiem to sztuka. 

To był kolejny fajny rok naszego dziecka. Dużo się nauczył, dużo nas nauczył. Przeżyliśmy przez ten rok wiele przygód, zabawnych chwil, przeczytaliśmy wiele razy te same ulubione książeczki. Polała się niejedna łza, zagoił niejeden siniak. W tym właśnie roku moje dziecko pierwszy raz powiedziało do mnie "Kosiam mamusie" i ja też kocham moje dziecko ponad wszystko :)



wtorek, 30 grudnia 2014

Poświąteczne, przednoworoczne rozmyślania Baby

Święta, święta i po świętach. W tym roku poszło umiarkowanie dobrze. Do ostatnich dni trudno było w ogóle poczuć atmosferę świąt. Niewielkie akcenty dekoracyjne pojawiły się w naszym domu dosłownie z nadejściem Wigilii. Na choince (w tym roku wyjątkowo szerokiej) zagościły pierwsze zakupione bombki, tradycyjnie słomiane dekoracje, szydełkowe cuda zrobione w ubiegłym roku przez Anię z Zapiecka i wykonane rok temu dekoracje z masy solnej (dzieło mych rąk).
Nasza choinka, światełka na zdjęciu nie wyszły niestety.

Tradycyjnie okna nie umyły się same niestety, a lepienie uszek trwało do późnego wieczora, ale kolacja smakowała i o dziwo wszystkiego było w sam raz. 
Wyjątkowo w tym roku mieliśmy wycieczkę do teściów (zwykle gościmy ich u siebie), ale pogoda dopisała, więc podróż minęła spokojnie. Ogólnie święta ... cóż... przyszły i poszły, ale nie były specjalne męczące :)
W drzwiach znalazło się miejsce na łańcuch i szydełkowe zawieszki


Noworocznych postanowień u mnie brak od kilku lat. Wraz z pewną życiową dojrzałością przychodzi mi na myśl w Nowy Rok tylko tyle, abyśmy kolejny rok spędzili razem i w zdrowiu. Zdecydowanie się starzeję już. Kolejny rok mąż spędza w pracy, a ja na imprezie zamkniętej (czytaj: w domu z dzieckiem i koleżankami). Wcale mi to nie przeszkadza. Takie imprezy oznaczają dobre towarzystwo, ciekawe rozmowy, muzyka w tle, zimne wino w kieliszku i smaczne jedzenie, bez tego całego puszenia się i nadymania na siłę.

W sumie jest dobrze, choć ja typowy Polak i powiem, że mogłoby być lepiej, bo właściwie czemu nie oczekiwać więcej od siebie, od innych, od życia? Z tym pytaniem pozostawiam Was kochani na ten lśniący, pachnący, nowiuteńki rok 2015.

niedziela, 30 listopada 2014

Babskie przedświąteczne nieogarnięcie

Dawno mnie nie było tutaj. Wybaczcie nieobecność, brak wpisów, brak pomysłów i brak zapału. Miałam to porzucić na jakiś czas, ale tak żal mi się zrobiło tego mojego "pisadła", że postanowiłam coś skrobnąć.
Końcówka roku, święta za pasem, a Baba jakaś nieogarnięta. Rok temu pracowałam zawodowo, dziecko miałam malutkie, męża na delegacji w Warszawie prawie do samych świąt, a mimo to pierników góra upieczona i udekorowana, prezenty poszykowane, zakupy zrobione, chata wysprzątana etc. W tym roku ze wszystkim jestem w przysłowiowej dupie. Kompletnie niczego nie mogę ogarnąć i męża mam na miejscu i dziecko już się sobą zająć umie, a żadne przygotowania jeszcze nie zostały poczynione. Może przez to, że większość działań zaplanowałam do zrobienia w urlopie, po czym okazało się, że urlopu może nie być, bo szykuje się potencjalnie zmiana warty (szefostwa) w firmie i generalnie nie sprzyja to braniu wolnego. Ot i cały mój misterny plan runął. Zaczynam więc prezenty zamawiać przez internet, porządki rozkładać na raty, a pierniki mam nadzieję upiec w przyszły weekend i zdecydowanie nie będę się w tym roku "pierniczyć" z kształtami i ozdabianiem. 
Nadal głowię się nad choinką. Żywa czy sztuczna? Ceny choinek co roku przyprawiają mnie o ból głowy. Za ładne drzewko trzeba zapłacić całkiem sporo, a po kilku dniach jest zdechlak, bo nie wytrzymuje ogrzewania podłogowego i wszędzie walają się igły. Sztuczna owszem postoi nawet do lipca, ale zapachu i uroku nie ma w swojej sztuczności. Muszę się szybciej namyślać, bo przyjdzie mi ozdobić kwiatka na komodzie. Marzy mi się tak ozdobiona na biało :)

Myślałam, że jak w domu jest małe dziecko to święta znowu nabiorą swojej magii i będę się nimi cieszyła. Niestety rok rocznie cały ten cyrk zaczyna się coraz wcześniej i w tym roku wraz ze zniczami na 1 listopada można już było kupić świąteczne czekolady, Mikołaje itd. 

Szczerze? Bierze mnie na wymioty w połowie listopada od tego wszystkiego. Radosne oczekiwanie na święta, które pamiętam z własnego dzieciństwa (lata 80. kiedy rarytasem były nawet pomarańcze) zamieniło się w obrzydzenie od bombardujących ze wszystkich stron informacji, promocji i przypominania, że JUŻ za 2 miesiące święta.

Życzę Wam więc odnalezienia radości z oczekiwania na święta i lepszego zorganizowania się niż w tym roku w Babskich czterech kątach.