Wczoraj znajoma powiedziała do mnie: "Ale z Ciebie Matka Polka. Nie usiedzisz."
Skąd to się wzięło? A stąd, że ja od jakiegoś czasu nie potrafię się lenić. W tym tygodniu mojej brzydszej połówce udało się wrócić ze szkoły już w czwartkowy wieczór. Zwykle wraca w piątkowe wieczory co oznacza, że latanie z mopem i szmatą uprawiam w soboty, wówczas on zajmuje się dzieckiem. Tym razem stwierdziłam, że porządki porobię w piątek i wreszcie od nie wiem jakiego czasu będę miała wolną sobotę na relaks, masaż stóp, serial, kawkę, może książkę itp. czyli same przyjemności. Cóż jak każda baba widocznie szybko zmieniam zdanie. Tak czy owak w piątek babcia zajęła się wnukiem więc razem z szanownym małżonkiem wysprzątaliśmy dom i jeszcze nawet udało mi się wymyć okna.
Nadeszła sobota i... no właśnie!
Rano pojechałam z mamą po zakupy. Nienawidzę szczerze zakupów w soboty. Pełno ludzi, wszyscy się spieszą, krótko mówiąc, wolę zakupy w inne dni, a nawet nocą :)
Po zakupach należało poczynić jakiś obiad, ale dla mnie samo gotowanie to za mało. Z zapałem więc uklepałam kruche ciasto, bo chciałam pokusić się o upieczenie tarty Tatin. Trochę za dużo karmelu mi się chlusnęło z jabłkami, ale i tak wyszła pyszna.
Pochwalę się foto:
Oczywiście, że było mi za mało, więc postanowiłam jeszcze upiec górę kokosanek. Ostatnio lubuję się w próbowaniu przepisów z książki Ani Starmach "Pyszne25". Jeden i drugi wypiek pochodzi właśnie z tej publikacji.
Wyszły przepyszne. Jeśli ktoś ma mało czasu, a chce coś pysznego do kawy to polecam.
Pomijam już fakt, że pomimo spędzenia całego dnia w kuchni jeszcze urządziliśmy grilla, więc zeszło mi jeszcze na przygotowaniu mięsa itd.
Wieczorem to już praktycznie klapnęłam zrypana jak czeski traktor.
Mój syn oczywiście postanowił mnie jeszcze dobić i za wszelką cenę odmawiał zaśnięcia, a potem i tak budził się co chwilę.
Tak więc minęła moja "wolna" sobota.
Zastanawiam się tylko jak ja sobie poradzę jak wrócę do pracy? Cóż może będzie lżej, bo i mąż wreszcie wróci do domu.
Może i Matka Polka ze mnie, a może nie umiem już odpoczywać kiedy cały
tydzień zasuwa w szaleńczym tempie między zajmowaniem się dzieckiem i
dbaniem o dom, a może właśnie odpoczywam robiąc coś w kuchni? Jak to baba, sama już nie wiem! :)
Nigdy nie planuję wolnych dni, czasami się zwyczajnie same trafiają ;-) Nie lubię ich, bo po larwieniu się jestem bardziej zmęczona, niż po dniu wypełnionym obowiązkami. dzisiaj w ramach szybkiego ciasta spróbowałam http://gotowaniezkotem.smacznie.pl/2012/12/29/ciasto-waniliowe-bez-jajek-mala-tortownica/ i jeszcze http://pinkcake.blox.pl/2013/04/Pyszne-ciasto-bez-jajek.html . Staram się jak najbardziej skondensować swój czas, żeby się nie zdziwić, gdy Dziedzic pojawi się na świecie :-)
OdpowiedzUsuńJa przestałam planować w styczniu :) Teraz Gucio za mnie planuje dni i czasami noce :)) Fakt, że i ja po bezczynności nie tylko czuję się bardziej zmęczona, ale mam też poczucie zmarnowanego czasu :/
UsuńA ja miałam piątek zupełnie wolny, nie mogłam pojechać do pracy i nawet wydostać się z posesji bo droga całkowicie rozkopana. Myślałam, że okna umyję - nie umyłam po padało, w ogródku z tego samego powodu nie udało się nic zrobić.
OdpowiedzUsuńI tak nie mogłam się zdecydować na to, co robić, że piątek minął, i sobota, i niedziela, zupełnie bez sensu. Depresji z takiego nicnierobienia można dostać.
Na szczęście poniedziałek był pracowity, i wtorek też się taki zapowiada :))
No ja w ubiegłym tygodniu całą chatę wysprzątałam w piątek, bo w sobotę mieliśmy zaplanowane zakupy w większym mieście, no a popołudnie oczywiście w kuchni spędziłam. Mąż zadowolony bo całe pudełko kokosanek zabrał ze sobą do szkoły. Podwojną porcję zrobiłam. Teraz czaję się na upieczenie "Styropianu". Podpatrzyłam przepis na blogu http://www.uwielbiamgotowac.com/2013/07/styropian-sernik-bez-sera.html#.UeU9pG1lJYl
UsuńMoże teraz mi sernik wyjdzie (jak sera w nim nie będzie) haha :)