wtorek, 1 maja 2012

Majówkowe nic nowego!


Nastał długo oczekiwany weekend majowy i jak co roku pogoda oraz meszki zweryfikowały nasze plany spędzenia tego wolnego od porannego wstawiania do pracy – czasu, który zamierzaliśmy z szanownym M. spędzić na łonie natury rozkoszując się wiosennymi widokami, fotografowaniem pięknie kwitnących drzew, plenerów i krów na łąkach. Jak się okazuje w pięknych okolicznościach przyrody może się nie udać niemal wszystko.

No to może od początku. Zachęceni 33 stopniami Celsjusza za oknem z koszykiem piknikowym, kocykiem w jednej ręce i Scrabblami w drugiej udaliśmy się na wyprawę na sielską łąkę za moją wsią rodzinną (około 15 km od domu). Mniej więcej 5 minut po rozłożeniu kocyka zaczęły się pierwsze oznaki burzy (burza to jedno z tych zjawisk, które napawa mnie lękiem prawie jak myszy i pająki), po około 7 minutach napadły nas komary i meszki zadowolone zapewne, że na łąkę przybyło coś dużo ładniej pachnącego niż krowy. Starając się nie tracić dobrego humoru, z nadzieją, że burza sobie przejdzie bokiem wyciągnęłam aparat, żeby uwiecznić mojego M. w tych pięknych zieleniach z krowami w tle, ale okazało się, że jakaś pierdoła (czytaj JA) nie sprawdziła baterii, które okazały się kompletnie rozładowane, więc z wiosennych zdjęć nici. 
Po 10 minutach spędzonych na łonie natury, kiedy uznaliśmy, że komary i meszki wystarczająco już na nas poucztowały, a burza nie zamierza się oddalić stwierdziliśmy, że dość nam już świeżego powietrza i majowego pleneru. Spakowaliśmy więc nasze klamoty do auta i w padającym deszczu wróciliśmy do domu.

Przed nami jeszcze dwa wolne dni majowe, więc planujemy drugie podejście do pikniku w czwartek, tym razem uzbrojeni w parasol, środek owadobójczy i naładowane baterie. Mam więc nadzieję, że nie tylko meszki i komary będą miały udaną majówkę w tym roku.

2 komentarze: