niedziela, 13 października 2013

Zakupy według Baby

Należę do tego grona ludzi, którzy nienawidzą robienia zakupów, szczególnie w soboty lub w godzinach tzw. "szczytu" i ze szczególnym uwzględnieniem zakupów spożywczych oraz ciuchów dla siebie. Nie znoszę kolejek, tłumów ludzi, ciągłego powtarzania "przepraszam" tym wszystkim ludziom, co uwielbiają sterczeć na środku przejścia ze swoimi koszykami. Wszyscy się pchają, spieszą, marudzą. Jestem zdecydowaną zwolenniczką zakupów w nocy albo w internecie :)



U Zołzy w Wielkim Świecie trafiłam na posta, w którym napisała cyt.: "coś takiego jak "małe zakupy", w praktyce nie istnieje. ;) Zawsze wyskoczą jakieś chrześcijańskie produkty niezbędne w każdym domostwie, których w moim akurat zabrakło, i tak się składa, że są potrzebne na już. ;) Wychodzę zatem z marketu obładowana jak wielbłąd". Uświadomiłam sobie tym samym, że mimo całej mojej niechęci do chodzenia do sklepów, to mam ten sam objaw co Zołza.

Nie zdarzyło mi się chyba jeszcze wyjść ze sklepu tylko z tym, po co przyszłam, no chyba, że mąż zawinie mi kartę kredytową i mam tylko trochę drobnych w kieszeni :) Ponoć jak chcesz oszczędzić to trzeba na zakupy chodzić z listą i kupować tylko to, co jest na niej zapisane. Nie ma szans!!! skoro już na wejściu do sklepu widzę coś czego zdecydowanie brakuje w domu (i na liście oczywiście). Dobry powód do kupienia czegoś dodatkowego zawsze się znajdzie. Jak nie skusi Cię atrakcyjna cena, to promocja w stylu kup 3 zapłać za 2 etc.
Stwierdzam więc, że w mojej praktyce coś takiego jak "małe zakupy" także nie istnieje.

Kolejna prawda o zakupach - jak jesteś świeżo po wypłacie to nic Ci się nie podoba, niczego nie potrzebujesz itd. Jak nie masz kasy to nagle podoba Ci się wszystko i wiele rzeczy by się przydało. Już nie raz to przerabiałam.

Kolejny fakt o zakupach - im dłużej na coś patrzysz, czymś się interesujesz tym zwiększa się prawdopodobieństwo, że tego nie kupisz, a następnie pożałujesz. Zdarzało mi się to wiele razy. Upatruję sobie coś, idę dalej, ale nogi same wracają do tej rzeczy. Oglądam, myślę, odkładam. Znowu wracam, ponownie analizuję, przymierzam, no pasuje, już prawie wkładam do koszyka, ale jednak nie. Odkładam. Wracam do domu i zaczynam marudzenie: "mogłam to kupić", "przydałoby mi się coś takiego, bo...", "kurde znowu pożałowałam kasy" itd. 
Ostatnio jednak coraz rzadziej ten problem u mnie występuje jak na zakupach towarzyszy mi mąż. Mając w perspektywie moje marudzenie, kiedy widzi jak zaglądam i oglądam mówi: "Kup, bo przyjdziesz do domu i będziesz żałować". Staram się zawsze słuchać męża :)

Następna prawda o zakupach - idziesz po spodnie, przynosisz buty. Zdarzały się i takie sytuacje. Moja mamusia śmieje się, że mam więcej par butów niż gaci. Może to i prawda, nie liczyłam ani jednych ani drugich :D

Całkiem nieźle jak na kogoś, kto zakupów nie lubi. Niestety "nielubiejstwo" to jedno, a konieczność to drugie. Przeraża mnie jeszcze tylko fakt, że moje dziecko niedługo wyrośnie i podobna sytuacja jak z obrazka poniżej zapewne będzie dotyczyła i mojej osoby :)))

No to miłych zakupów :)


11 komentarzy:

  1. Oj tak, zakupy w nocy to prawdziwy raj... ;) Na spokojnie można obejrzeć towar, przejść między regałami bez potrzeby wykonywania slalomu, i brak - wszechobecnych w dzień - kolejek... Póki co, market czynny 24/7 mam praktycznie pod nosem, i często z tego udogodnienia korzystam. :) Niestety, w pobliżu mieszkania, do którego będziemy się przeprowadzać, takiego raju nie będzie, i cotygodniowe, duże zakupy w zatłoczonym Auchanie staną się moim przekleństwem. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej "wsi" nie ma marketu czynnego w nocy. Niemniej dość wygodne jest robienie zakupów w późnych godzinach wieczornych. Jest w miarę spokojnie. Jeszcze jednym utrapieniem są zakupy w niedzielę w galeriach handlowych. Mąż ma taką pracę, że czasami zakupy pieluchowo-ciuchowo-kosmetyczne musimy robić w niedzielę. Nienawidzę zatłoczonych parkingów, na których sterczą auta ludzi, którzy przyjechali cała rodziną do galerii tylko po to, żeby połazić i nażreć się syfu w macdonaldzie albo w kfc.

      Usuń
    2. Tak, kręcenie się w tą i z powrotem po marketach jakby w amoku, i ewentualnie zasponsorowanie dziecku jazdę w aucie na monety, to szczyt kreatywności wielu osób.... Zbyt wielu...

      Usuń
  2. Ja na zakupy muszę mieć dzień, wtedy lubię. Mam podobnie jak Ty, że oglądam 5 razy jakąś rzecz, biorę odkładam, ostatecznie nie kupię, a później żałuję. łatwiej mi robic zakupy z Mężem, bo zawsze doradzi. No chyba, zę mam dzień, wtedy mogę sama latać :-) Za to, w spożywczych, listę sprawdziłam i umiem się jej trzymać. Hmm, w sumie to czas pomyśleć o liście świątecznych zakupów, żeby później nie latać z wywieszonym ozorem i nie bankrutować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię zakupy z mężem. Jak kupujemy ciuchy to zwykle po wejściu on w jedno stroną na męskie, ja w drugą na babskie. Jak obczaimy to potem on idzie ze mną i ogląda i wyraża opinię, a potem ja z nim idę, oglądam i doradzam. Takie zakupy zawsze nam się udają :)
      O świętach nawet mi nie mów. Na szczęście w tym roku skupimy się tylko na naszym pierworodnym, a sobie zapewne coś symbolicznie kupimy.

      Usuń
    2. Ja absolutnie nie piszę o prezentach (kredyt), ja pisze o zakupach spożywczych, te wszystkie mąki, migdały, mąki, kukurydze, groszki - mogą nieźle nadszarpnąć kieszeń. Nie robię uczty dla wojska, ale jednak nieco bardziej świątecznie niż niedzielny obiad ;-)

      Usuń
    3. A widzisz a ja wcale o spożywce nie pomyślałam. Mi zakupy świąteczne nieodłącznie kojarzą się z prezentami :D

      Usuń
  3. Ja nawet nie tyle zakupów, co tych ludzi właśnie nie cierpię, bo część z nich jest tak bezczelna, że dopiero po raz trzeci i już nie grzeczne, a jadowicie wysyczane "przepraszam" stanowczym i donośnym tonem działa.
    Ocieranie, popychanie, gorąc - wrr.
    Ale po ciuchy i na kawę z przyjaciółką chętnie wyruszam... i niespieszny spacer z plotkami :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z ciuchami na szczęście mamy spokój ... praktycznie wszystkie zakupy (poza bielizną) kupujemy w malutkim "butiku" - sklepiku w Gdańsku. Nie przyznam się ile czasu spędzamy w sklepie o powierzchni (myślę, że niespełna) 20 m kwadratowych (powiem tylko, że ostatnio mój tata z dzieciakami galerię bałtycką zdążył oblecieć hehehe). Atmosfera przemiła, ciuchy z górnej półki, a ceny niezwykle przystępne. Ze spożywką bywa gorzej, na szczęście praca pozwala mi robić zakupy w godzinach gdy większość pracuje (za to natykam się na emerytów z gazetkami i nie wiem co gorsze ;) )
    A jeśli chodzi o listę zakupów - ta mi z reguły w mojej biedronce się sprawdza, nie mamy bankomatu a w portmonetce nie mam nigdy nadmiaru gotówki :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania ja myślalam, że na urlopie macierzyńskim też będę miała spokój na zakupach w godzinach przedpołudniowych, ale niestety wcale nie jest lepiej. Nie ma chyba takiej pory, w której można spokojnie połazić. Co do biedronki to tego właśnie nie lubię. Z moją skłonnością do "przypominania sobie", że jeszcze coś mi potrzebne już nie raz musiałam odkładać bo zabrakło kasy. Zresztą chyba nie tylko ja tak mam, bo kiedyś znajoma pożyczyła ode mnie kilka złoty, też jej zabrakło przy kasie :/ Ja nauczona płacić wszędzie kartą, a funkcja płacenia zbliżeniowo to moim zdaniem hit :)))

      Usuń