środa, 11 lutego 2015

Matczynych przemyśleń garstka



Dziś rano szykując się do pracy jak zawsze pomyślałam sobie „Kurczę! Jestem matką”. W mojej głowie po prawie dwóch latach zmaterializowała się ta myśl, i jakoś dotarła do mojej świadomości ze zdwojoną siłą.  Czemu akurat dziś, po dwóch latach pełnienia tej zaszczytnej funkcji? Pytanie pozostanie retorycznym, bo nie umiem sobie na nie odpowiedzieć. 


Ostatnio uderzyło mnie powiedzenie „poświecenie dla dziecka”. Być może są takie przypadki, ale ja nie jestem jednym z nich. Kojarzy mi się to z jakimś męczeństwem, a przecież bycie matką to dar, który okazuje się nie być dany każdej kobiecie, nawet jeśli ona tego pragnie. Owszem możecie tu powiedzieć, że są ludzie, którzy świadomie nie chcą dzieci. Jasne, niech każdy żyje jak chce, ale moim zdaniem nie wiedzą co tracą. O czym to ja? A tak…  o poświęceniu. To trochę tak jakby całego siebie dopasować do innych i nie zostawiać nic dla siebie. Nigdy tak nie robiłam w małżeństwie i nie robię w macierzyństwie. Mam swój kawałek świata tylko dla mnie, swoje małe hobby, swoją odrobinę czasu tylko na moje potrzeby. Uważam, że tak jest zdrowo, zdrowo psychicznie, bo jeśli całą Twoją przestrzeń przez wiele lat nie wypełnia nic ponad dziecko, to co Ci zostaje, gdy ono dorośnie, wyfrunie i pójdzie swoją drogą? Do czego wtedy wrócisz? W czym znajdziesz siebie, jeśli cała Ty właśnie spakowała swoje manele i wyniosła się z domu?


Z ogromną przyjemnością oddaję swojemu dziecku czas, którego przecież nigdy nie odzyskam, ale który nie uważam za zmarnowany, z chęcią tłumaczę mu świat, uczę go poznawać nowe słowa, dotykać nowych rzeczy, wyjaśniać, że słyszy dzięki uszom, a widzi dzięki oczom. Znajduję w tym frajdę dla samej siebie, po raz kolejny odkrywam, że ślimak ma rogi i mieszka w muszelce i na pewno zjada dużo warzyw, żeby to swoje mieszkanie dźwigać. Kocham moje dziecko nad życie, ale też kocham siebie dlatego gdzieś między tym, co dla dziecka, tym co w pracy, zakupami, dbaniem o dom, staram się mieć ten mój i tylko mój kawałek przestrzeni, mój skrawek świata choćby ograniczał się tylko do zamkniętych drzwi sypialni, za którymi spokojnie czytam książkę.

4 komentarze:

  1. zgadzam sie z Toba w 100%
    Ja rowniez nie uwazam ze powinno sie cala siebie i wszystko co mamy poswiecac w momencie gdy pojawia sie dziecko.
    Nie zlicze ile to juz razy na twarzach niektorych mam ktore znam czy to wsrod kolezanek czy rodziny malowalo sie zdziwienie ze potrafie zostawic dziecko z tata zeby wyjsc do kina czy na koncert, sama lub z przyjaciolka.
    Nikt przeciez nie zajmie sie Lenka tak jak mama- nieprawda. Tak na marginesie najpierw wzorowe matki polki wszystko robia same bo wiedza lepiej bo to ich rola itp. pozniej pojawia zal do meza ze nie pomaga nie potrafi a czy dostal szanse sie nauczyc, ale nie o tym teraz.
    Nie rezygnuje z siebie i chocby drobnych przyjemnosci jak czytanie ksiazki w wannie, tata przeciez polozy dziecko do lozka.
    Takie samo podejscie mam w kwesti poswiecenia relacji z mezem po narodzinach dziecka. Nadal wychodzimy na randki czy imprezy ze znajomymi korzystajac z cudownej o ile madrze wykorzystanej instytucji dziadkow. Pierwsze wyjscie bylo niespelna miesiac po pojawieniu sie dziecka. Nadal przeciez sie kochamy i chcemy cieszyc sie soba tak jak wczesniej. Uwazam ze dziecko powinno dorastac w rodzinie pelnej milosci i szczescia, nie wsrod zmeczonych i znudzonych zyciem rodzicow ktorzy zrezygnowali z wszystkiego po jego narodzinach.
    Ot garstka moich mysli w reakcji na Twoj niezwykle madry wpis.
    pozdrawiam
    AgaT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wpis. W temacie mężów planuję się wypowiedzieć w następnym poście :)

      Usuń
  2. Oj ja też bez męczeństwa ;-)
    Zdarza mi się wziąć Psicę i iść w p....
    Kocham Dziedzica całą sobą, serce mi staje jak widz Go balansującego na brzegu kanapy, ale lepiej dla nas obojga, gdy czasem mnie nie ma ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój balansuje, mój włazi i kica pod sufit a ja widzę oczami wyobraźni jak spada na podłogę, a krew zalewa mu nos i buzię. Kilka zawałów już na pewno za mną.

      Usuń