Dziś rano szykując się do pracy
jak zawsze pomyślałam sobie „Kurczę! Jestem matką”. W mojej głowie po prawie
dwóch latach zmaterializowała się ta myśl, i jakoś dotarła do mojej świadomości
ze zdwojoną siłą. Czemu akurat dziś, po
dwóch latach pełnienia tej zaszczytnej funkcji? Pytanie pozostanie retorycznym,
bo nie umiem sobie na nie odpowiedzieć.
Ostatnio uderzyło mnie
powiedzenie „poświecenie dla dziecka”. Być może są takie przypadki, ale ja nie
jestem jednym z nich. Kojarzy mi się to z jakimś męczeństwem, a przecież bycie
matką to dar, który okazuje się nie być dany każdej kobiecie, nawet jeśli ona
tego pragnie. Owszem możecie tu powiedzieć, że są ludzie, którzy świadomie nie
chcą dzieci. Jasne, niech każdy żyje jak chce, ale moim zdaniem nie wiedzą co
tracą. O czym to ja? A tak… o
poświęceniu. To trochę tak jakby całego siebie dopasować do innych i nie
zostawiać nic dla siebie. Nigdy tak nie robiłam w małżeństwie i nie robię w
macierzyństwie. Mam swój kawałek świata tylko dla mnie, swoje małe hobby, swoją
odrobinę czasu tylko na moje potrzeby. Uważam, że tak jest zdrowo, zdrowo
psychicznie, bo jeśli całą Twoją przestrzeń przez wiele lat nie wypełnia nic
ponad dziecko, to co Ci zostaje, gdy ono dorośnie, wyfrunie i pójdzie swoją
drogą? Do czego wtedy wrócisz? W czym znajdziesz siebie, jeśli cała Ty właśnie
spakowała swoje manele i wyniosła się z domu?
Z ogromną przyjemnością oddaję
swojemu dziecku czas, którego przecież nigdy nie odzyskam, ale który nie uważam
za zmarnowany, z chęcią tłumaczę mu świat, uczę go poznawać nowe słowa, dotykać
nowych rzeczy, wyjaśniać, że słyszy dzięki uszom, a widzi dzięki oczom.
Znajduję w tym frajdę dla samej siebie, po raz kolejny odkrywam, że ślimak ma
rogi i mieszka w muszelce i na pewno zjada dużo warzyw, żeby to swoje
mieszkanie dźwigać. Kocham moje dziecko nad życie, ale też kocham siebie
dlatego gdzieś między tym, co dla dziecka, tym co w pracy, zakupami, dbaniem o
dom, staram się mieć ten mój i tylko mój kawałek przestrzeni, mój skrawek
świata choćby ograniczał się tylko do zamkniętych drzwi sypialni, za którymi spokojnie
czytam książkę.
zgadzam sie z Toba w 100%
OdpowiedzUsuńJa rowniez nie uwazam ze powinno sie cala siebie i wszystko co mamy poswiecac w momencie gdy pojawia sie dziecko.
Nie zlicze ile to juz razy na twarzach niektorych mam ktore znam czy to wsrod kolezanek czy rodziny malowalo sie zdziwienie ze potrafie zostawic dziecko z tata zeby wyjsc do kina czy na koncert, sama lub z przyjaciolka.
Nikt przeciez nie zajmie sie Lenka tak jak mama- nieprawda. Tak na marginesie najpierw wzorowe matki polki wszystko robia same bo wiedza lepiej bo to ich rola itp. pozniej pojawia zal do meza ze nie pomaga nie potrafi a czy dostal szanse sie nauczyc, ale nie o tym teraz.
Nie rezygnuje z siebie i chocby drobnych przyjemnosci jak czytanie ksiazki w wannie, tata przeciez polozy dziecko do lozka.
Takie samo podejscie mam w kwesti poswiecenia relacji z mezem po narodzinach dziecka. Nadal wychodzimy na randki czy imprezy ze znajomymi korzystajac z cudownej o ile madrze wykorzystanej instytucji dziadkow. Pierwsze wyjscie bylo niespelna miesiac po pojawieniu sie dziecka. Nadal przeciez sie kochamy i chcemy cieszyc sie soba tak jak wczesniej. Uwazam ze dziecko powinno dorastac w rodzinie pelnej milosci i szczescia, nie wsrod zmeczonych i znudzonych zyciem rodzicow ktorzy zrezygnowali z wszystkiego po jego narodzinach.
Ot garstka moich mysli w reakcji na Twoj niezwykle madry wpis.
pozdrawiam
AgaT
Dzięki za wpis. W temacie mężów planuję się wypowiedzieć w następnym poście :)
UsuńOj ja też bez męczeństwa ;-)
OdpowiedzUsuńZdarza mi się wziąć Psicę i iść w p....
Kocham Dziedzica całą sobą, serce mi staje jak widz Go balansującego na brzegu kanapy, ale lepiej dla nas obojga, gdy czasem mnie nie ma ;-)
Twój balansuje, mój włazi i kica pod sufit a ja widzę oczami wyobraźni jak spada na podłogę, a krew zalewa mu nos i buzię. Kilka zawałów już na pewno za mną.
Usuń